Czasami myślę sobie, że Liczyrzepa, czyli Duch Gór, ma ze mnie nie lada pożytek, bowiem coraz częściej robię za dobrą, leśną wróżkę i naprowadzam zagubionych wędrowców na szlaki. W zamian dostaję namiar na najlepsze i najsłodsze pod słońcem maliny, jeżyny i jagody. Jakoś tak się składa, że nie ma takiego mojego spacerku, który byłby bezowocny, jeżeli chodzi o nawigowanie strudzonych wędrowców.
Może i Ty spotkasz mnie gdzieś na szlaku 😉
Kiedy zanurzam się w mojej zielonej krainie czasami zastanawiam się, czy ja i ta kraina istniejemy naprawdę, ale dzwoniący telefon i czekające pisanie przypominają mi, że tak, jak najbardziej istnieję w realu. Tylko mój real wygląda już trochę inaczej niż powiedzmy pół roku temu ;).
W Karkonosze przygnała mnie potrzeba serca, ponaglając już od dawna. Być może od czasu, kiedy jako 8-letnia dziewczynka miałam przyjemność zamieszkać na 2 miesiące w Szklarskiej Porębie. Czasem tak zwana proza życia zagłuszała owe uporczywe ponaglenia, ale ostatecznie to one wygrały ze wspomnianą prozą życia, z czego się bardzo cieszę. Tylko lasy iglaste położone pośród nadmorskich pisaków mogą robić za ewentualną konkurencję i częściowy kompromis. Ale dobra, miało być o Borówczanych Skałach, które ambitnie wybrałeś lub wybrałaś na miejsce swojej wędrówki 🙂
Tak, to ambitny wybór, bowiem to miejsce położone jest poza szlakiem. To nie jest miejsce, do którego prowadzą turystyczne drogowskazy. Za takim rozwiązaniem przemawia potrzeba ochrony surowej przyrody otaczającej Borówczane Skały, przed nadmierną eksploracją turystyczną. Wybierając się tam pamiętajmy, szczególnie gdy już odbijemy ze szlaku, aby każdą napotkaną roślinkę traktować z należnym szacunkiem 🙂
Borówczane Skały dla mnie jako początkującej „Karkonoskiej ceperki” były hardkorem, do którego robiłam kilka podejść. Nie będę ich opisywała, bo długo by pisać.. Niełatwo było je odnaleźć. Internet, „dobry wujek”, robiący zazwyczaj w takich wypadkach za skarbnicę wiedzy, milczał zawzięcie albo był powściągliwy w udzielaniu potrzebnych informacji.
W trakcie jednej ze wspomnianych wędrówek skręciłam nogę i na tym się akurat zatrzymam, bo chcę zaoszczędzić Ci podobnej „przyjemności”. Nie polecam kombinowania z czarnym i czerwonym szlakiem, jeżeli chodzi o Borówczane Skały. Źle zinterpretowałam mapę i zapuściłam się w karkonoską tajgę, a następnie tundrę, w której jakieś dziwne poszczekiwania (wilki jakieś ;)? , bo skąd psy samopas w ciemnym lesie na wysokości ponad 1000 m n.p. m.) uświadomiły mi, że wcale nie jest spoko. Po przejściu Wysokiego Mostu weszłam bowiem na czarny szlak, z którego odbiłam w górę, zamiast w dół w kierunku Borówczanych. W dół zresztą nie bardzo było jak i gdzie odbijać. Oddalałam się tym samym od Borówczanych Skał, a wchodziłam coraz bardziej w górzyste, niebezpieczne ostępy KPN-u. Czasem to była wspinaczka, nie różniąca się zanadto od wspinaczki „nowonarodzonej” Belli po górach w okolicach Forks, nie dziwota więc, że przytrafiła mi się kontuzja, jako, że ciało mam jak najbardziej ludzkie 🙂 Grunt tam był niepewny i gołym okiem niewidoczny, przykryty mchem, skałkami i jagodzinami monstrualnych rozmiarów, pomiędzy którymi trudno byłoby cokolwiek zobaczyć, a tym bardziej pewny grunt pod stopami. Nie wybieraj się tam – mówię o kierunku na północ od czarnego szlaku: rejony Wysokiego Mostu – Schroniska Pod Łabskim Szczytem, chyba, że chcesz mieć miesiąc wycięty z życiorysu. Tyle bowiem w najlepszym przypadku trwa leczenie kontuzji.
Tyle, jeśli chodzi o ostrzeżenia. A teraz instrukcje, bo na Borówczane Skały niełatwo trafić, ale jak się tutaj o nich mawia, „kto chce, ten je znajdzie”. Skoro tu jesteś, to znaczy, że Ci zależy. Zatem, żeby zaoszczędzić Ci ewentualnej kontuzji, jakiej możesz nabawić się wędrując poza szlakami w poszukiwaniu Borówczanych Skał, postaram się udzielić Ci wyczerpujących informacji. Gdybym takie miała wcześniej, nie polazłabym w gąszcze z wilkami i nie skręciłabym nogi. Ty masz już przetarte szlaki 🙂
Najpewniej i najbezpieczniej będzie niebieskim szlakiem. Wiem, bo wróciłam cało i zdrowo z takiej wyprawy, chociaż trzeba być bardzo uważnym i mieć oczy dookoła.. głowy powiedzmy 😉
W Szklarskiej Porębie, najlepiej z ulicy 1 Maja, tuż za blokami należy odbić w prawo, w ulicę Kasprowicza. Idziemy dalej w dół, mijając po lewej stronie obóz harcerski (latem) i udajemy się aż do leśniczówki.
Tam, co wrażliwszych pocieszy prawdziwa uczta dla oka i ducha, w postaci prac Pani Ireny Gołąb, malarki zajmującej się malarstwem olejnym. Prace są przepiękne i zatrzymują na dłużej fundując oglądającym zachwyt połączony z uczuciem przeniesienia się na chwilę do jakiejś baśniowej krainy. Mnie osobiście urzekają górskie anioły w wykonaniu Pani Ireny. Zresztą sami zobaczycie.
Zaraz przy leśniczówce możesz odbić w las, w dróżkę przy biało-zielonym szlabanie. Idąc nią po parudziesięciu metrach znajdziesz się na niebieskim szlaku. Albo przy leśniczówce odbijasz w lewo i wchodzisz na Drogę pod Reglami. Po paruset metrach po prawej stronie będzie wejście na niebieski szlak.
Tak czy owak, będąc już na niebieskim szlaku, czyli na Czeskiej Ścieżce, idziesz sobie aż do mostku położonego w przepięknej leśnej scenerii, rodem jak z Rivendell. Mnie nieco przypomina to miejsce spotkania Arweny i Aragorna..
Potem jest trochę bardziej męczące podejście pod górę, przechodzisz przez drogę i lecisz dalej pod górkę niebieskim szlakiem. Jest to szlak prowadzący do Schroniska pod Łabskim Szczytem. Tak sobie idziesz, około godzinki, półtorej, aż dochodzisz do mostku, za którym masz „bramkę” KPN-u. To znaczy miejsce, w którym możesz dokonać opłaty za wejście na teren Karkonoskiego Parku Narodowego.
Tuż przed (!) tym mostkiem odbijasz w lewo w leśną ścieżkę. Uważaj, teren jest podmokły, kamienie śliskie i łatwo o kontuzję. W dodatku ścieżka jest dosyć wąska. Trzeba być bardzo uważnym. W pewnym momencie ścieżka skręca w lewo, a Ty razem z nią. Wchodzisz w gęsty las i ścieżka tu jeszcze bardziej się zwęża. Po kilku minutach wędrówki las się przerzedza, perspektywa rozwidnia, a Twoim oczom zaczynają ukazywać się pojedyńcze skałki, które, gdy spojrzysz w lewo, układają się w widok, o który Ci chodziło 🙂
Teren nie ułatwia zwiedzania. Ja sobie odpuściłam bliższy kontakt ze skałkami, pomna niedawnej kontuzji. Nie zabawiłam tam długo także dlatego, że to nie jest miejsce do dłuższego przebywania dla kobiety solo, w oddaleniu od szlaku. Brzmiące z niedaleka porykiwania jelenia były silnym bodźcem do przyspieszenia kroku w drodze na szlak. Streszczałam się więc dosyć mocno, nie chcąc konfrontować się z jaką dziką zwierzyną 😉 Na szczęście szlak nie znajduje się daleko. Trzeba tylko uważać, żeby trzymać się wcześniejszych ścieżek.
To tyle, Dziewczyno i Chłopaku, o trasie na Borówczane Skały, które są pięknym, wartym obejrzenia miejscem w Karkonoszach.
Tutaj, na końcu mojego podlinkowanego artykułu znajdziesz informacje, jak przygotować się do wyjścia w góry.
Szerokiej drogi!
Jagodowa 🙂